poniedziałek, 29 czerwca 2020

Wyniki konkursu literacko-plastycznego "Lato leśnych ludzi" w kategorii literackiej


Jury wytypowało do nagrody w konkursie literacko-plastycznym „Lato leśnych ludzi” w kategorii „wiersz” Annę Gorajewską, a w kategorii „proza” Zofię Król.

Uzasadnienie werdyktu

Proza Zofii Król „Wakacje na wsi” to wyciszona egzaltacja spokojnego, zgodnego z rytmem natury, życia na wsi. Ta klarowna intencjonalnie próba zatrzymania, utrwalania wspomnień, mimo pogodnej treści, skłania do zadumy i refleksji. Wzbudza również zainteresowanie jaka to nadbużańska miejscowość została opisana, gdyż Autorka tego nie zdradza, a podkreśla niezwykłe walory przyrodnicze i rekreacyjne tych malowniczych obszarów nad Bugiem.

W pierwszym incipicie Anny Gorajewskiej „szyję topoli” zachodzi paralela doświadczenia ludzkiego z rytmem natury. Imiona kochanków, wyryte na drzewie, dotykają najżywotniejszej kwestii życia człowieka – miłości - uwidocznionej w ludzkiej egzystencji w formie subtelnego przekazu. Drzewo i człowiek dzielą tu wspólnotę losu. Topola ma szyję, zmarszczki, znamiona, rzeka - ramiona. Zachodzi antropomorfizacja świata przyrody. Zaistniało jedno drobne potknięcie gramatyczne, które poprawiłam.
Drugi incipit „Cuda wianki” jest bardzo dynamiczny, krótkie urywane wypowiedzi, składające się na jego konstrukcję, nadają dynamikę niczym podczas obrotów wokół ogniska w Noc Świętojańską, zachłannego łapania tchu. Obydwa wyważone wiersze cechują zaskakujące zakończenia, dobre i celne puenty, co czyni teksty oryginalnymi dla Czytelnika.

Brawa dla obydwu nagrodzonych Pań!

Nagrodzone utwory


Anna Gorajewska



***
szyję topoli
zdobią wieki zmarszczek
wyrytych znamion
imion kochanków
przepowiedni końca


ramiona rzeki
oplatają cię czule
nie dają odejść
w uścisku łez


wiatr skrzypi
w rytmie poloneza
porywa królowe matki
do tańca śmierci


to babie lato
przeplatane jutrem
wypełnia kanwę
czerwonych plam


weź pędzel


zostało trochę miejsca
dla wizji artysty


***
Cuda wianki
Mi plecie
Dziewczę młode
O kwiecie
Perunowym
Łuną księżyca
przykrytym
Żywym
srebrem i błękitem
Skusi
Nie jedną osobę
Biegnij biegnij
Nim po Tobie


Wstążką kwiaty
Przyozdobię
Je zaniosę
Ukochanej
Przy paproci
Pochowanej



Zofia Król


Wakacje na wsi



Było to 60 lat temu. Każdego lata rodzice wysyłali nas na wakacje do rodziny na wieś. Nie było piękniejszego czasu niż ten spędzany w małej nadbużańskiej wiosce prawie na końcu świata. Raz dziennie odjeżdżał z Lublina w tamtym kierunku rozklekotany autobus „Transpedu”. Po trzech godzinach jazdy trzeba było przesiąść się na drabiniasty wóz z półkoszkami, którym powoziła Anielcia, córka sąsiadów. Koń ciągnął powoli, szum piasku przesypującego się przez szprychy wozu, pamiętam do dziś. Stare wierzby, jakieś nieliczne domy, pola, niewielki lasek i tak przez sześć kilometrów. Wreszcie ukazują się zabudowania wsi, jesteśmy na miejscu. Witamy się ze wszystkimi, biegniemy do ogródka, sprawdzamy czy bocianie gniazdo jest na starym miejscu. Nic się nie zmieniło


Ciocie są zapracowane: gospodarstwo, pole, dom, nie poświęcają nam wiele czasu. Mamy pełną swobodę, z czego chyba nie zdają sobie sprawy nasi rodzice. Kiedyś wykąpaliśmy się w lejach po bombach, których było wiele na łące, innym razem w stawie pokrytym rzęsą. Zaowocowało to chorobą skórną i serią zastrzyków. Najważniejsze jednak były wyprawy nad Bug, odległy około dwa kilometry. Z dziećmi sąsiadów rowerami lub pieszo przemierzaliśmy tę drogę, mijaliśmy cerkiew stuletnie dęby, stawy z nenufarami i kto w czym miał wchodził po urwistym brzegu do wody, lub chwytając się długich gałęzi wierzby wskakiwał wprost do rzeki. Opatrzność czuwała nad nami bo zdradliwy Bug rokrocznie wciągał swoimi wirami śmiałków. Nam na szczęście nic się nie stało. Od czasu do czasu na przeciwnym brzegu pojawiał się białoruski żołnierz. Byliśmy bardzo ciekawi co znajduje się po drugiej stronie ale ogromne szuwary i wysokie drzewa zasłaniały widok. Czasem było słychać przejeżdżający pociąg. Jednak wśród tej gęstwiny była widoczna kamienna tablica pomalowana na biało. Ktoś nam wyjawił że upamiętnia ona bohaterskiego żołnierza, dziadek nazywał go „bajec”, który w czasie wojny ostrzeliwując się zginął w tym miejscu. Wykąpani, szczęśliwi wracaliśmy do domu. Czasem po drodze spotykaliśmy prawosławnego księdza, który chętnie z nami rozmawiał.


Czy pracowaliśmy? Tak, trochę pomagaliśmy cioci, do nas należało sprowadzanie krów z pastwiska wieczorem, obranie kartofli na obiad, narwanie szczawiu na zupę. Uwielbialiśmy sianokosy. Nasz brat potrafił już sam kosić, my grabiliśmy a największą frajdą była jazda na napełnionym sianem wozie. Bywało że wóz się wywracał. Dzieci z sąsiedztwa miały wiele obowiązków, umiały zaprząc konia do wozu, wydoić krowę, pomagały przy żniwach, my mieszczuchy patrzyliśmy na to z podziwem. Spotykaliśmy się również z tamtejszymi dziećmi ukraińskimi. Miłka, Fiedia, Tamara nie różniły się od nas, bawiliśmy się razem. W niedzielę one szły groblą do cerkwi a my do maleńkiego kościoła w środku wsi.
Opowieść o tamtym czasie można by snuć w nieskończoność. Kwitnące nadbużańskie łąki i spacerujące bociany, szuwary nad Bugiem, dęby olbrzymy to smaki naszego dzieciństwa
I znów cicho przesypuje się piach przez szprychy wozu. Anielcia niespiesznie pogania konia. Na pewno zdążymy na jedyny autobus o szóstej dwadzieścia odjeżdżający do Lublina. Mijane domy jeszcze śpią. My wracamy z niezapomnianych wakacji. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

ZAPRASZAMY